Byłam
z Juliuszem w poradni lekarza rodzinnego. Czekając na wejście do
gabinetu pediatry Juliusz zaczął coś do mnie mówić, ale mimo że starałam
się go zrozumieć (Juliusz nie mówi) nie byłam w stanie przez dłuższy
czas rozszyfrować tego, co do mnie chciał powiedzieć. Nie był chętny
wskazać palcem i pokazać tylko stał i płakał powtarzając jedno zdanie w
sobie tylko znanym języku. Chodziłam z nim po przychodni pytając - to
chcesz, czy tamto pokaż, ale na nic się to zdało. Blokada, płacz i
frustracja. W końcu po może dwóch minutach płaczu rozkminiłam, że chodzi
mu o moje pierścionki. Nie byłam pewna, ale intuicyjnie i ostatecznie z
powodu braku pomysłów ściągnęłam je z palca i pytam: chciałeś zobaczyć
mamy pierścionki? Wtedy przestał płakać i z uśmiechem na ustach pokiwał
twierdząco głową, że tak.
W ciągu tej rozpaczliwej batalii o to, by zrozumieć, co ma na myśli, zauważyłam kobietę siedzącą na krześle, patrzącą na Juliusza z taką pogardą, że jakby to było jej dziecko, to podejrzewam, że nie przebierałaby w środkach przymusu bezpośredniego, by przywołać go do porządku. Kiwała pogardliwie głową, spoglądała na mnie jak na jakąś dysfunkcyjną matkę, która nie umie przez dwie minuty uspokoić dziecka. Jej wzrok sugerował kompletny brak zrozumienia. No cóż. Zostałam bezlitośnie oceniona. Nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni.
Juliusz ma padaczkę - podejrzenie genetycznej choroby metabolicznej polegającej na deficycie białka transportującego glukozę do mózgu. Tłumacząc na język polski - jego mózg głoduje. Zespół GLUT 1 jest lekooporny, co oznacza tyle, że i padaczka z niego wynikająca jest lekooporna. Ale nie o to chodzi.
Dość często spotykam się, z racji ciągłych pobytów na oddziale, z dziećmi, które w wieku 3-6 lat i wyżej nawet, nie mówią, bądź mówią w sobie tylko zrozumiałym języku, który przez rodziców takich dzieci i specjalistów nazywany jest "elfickim"
Niektóre dzieci nie mówią wcale, inne mają afazję, jeszcze inne dyspraksję, więc zastępują sobie jedne literki, innymi literkami tworząc słowa, które nastręczają otoczeniu dużo kłopotów ze zrozumieniem, co takie dzieci mówią.
Afatycy (dzieci z afazją) mogą zupełnie stracić zdolności porozumiewania się z otoczeniem za pomocą mowy lub nagle zaczynają zamieniać pospolite nazwy przedmiotów zupełnie innymi, przez siebie stworzonymi przez co ich język przypomina język elficki - mówią po swojemu, tworzą neologizmy, wymyślają co rusz nowe określenia.
Juliusz ma 3 lata i nie mówi. I nie jest tak, że nie mówi, bo jest chłopcem, a chłopcy wg jakiejś śmiesznej i nieudowodnionej naukowo filozofii zaczynają później mówić. Juliusz nie mówi, bo ma padaczkę. Jego mózg nie wytwarza mowy. Jego mózg generuje zaburzenia neuro-rozwojowe. Jego mózg wchodzi w stany zapalne. Jego mózg zaburza chodzenie i równowagę i opóźnia jego rozwój. W tej chwili opóźniony jest o 1.5 roku w stosunku do rówieśników. Nie wygląda nie? A ja najpewniej, wg ocen otoczenia, jestem tą psychiczną i leniwą matką, co mu za mało książeczek czytała jak był mały i stąd nie mówi.
Juliusz wścieka się, płacze, tupie nogami, bo chce mi coś powiedzieć, a ja nie zawsze jestem go w stanie natychmiast zrozumieć, szczególnie, kiedy po dwóch, trzech miesiącach, stwarza sobie nową nazwę na jakiś przedmiot i zmuszeni jesteśmy uczyć się jego języka na nowo.
Juliusz mówi po elficku. Ma swój język, ma swoje nazwy i po swojemu opisuje świat.
Juliusz ma padaczkę i podobnie jak wiele dzieci z tą chorobą wpada w złość i nierzadko agresję.
Takich dzieci jak Juliusz jest masa. Wiele z nich uważanych jest, niesłusznie zresztą, za leniwe, za złośliwe itd...Wiele nie ma diagnozy, bo lekarze i otoczenie mówią matce: Nie wymyślaj problemów...Każdy ma swój czas...Chłopcy mówią później...Ty w jego wieku też nie mówiłaś...Czytaj więcej książeczek...
Otoczenie ma swoją diagnozę: Oto zła matka. Oto rozwydrzony bachor. kropka. Wszystko jasne.
W ciągu tej rozpaczliwej batalii o to, by zrozumieć, co ma na myśli, zauważyłam kobietę siedzącą na krześle, patrzącą na Juliusza z taką pogardą, że jakby to było jej dziecko, to podejrzewam, że nie przebierałaby w środkach przymusu bezpośredniego, by przywołać go do porządku. Kiwała pogardliwie głową, spoglądała na mnie jak na jakąś dysfunkcyjną matkę, która nie umie przez dwie minuty uspokoić dziecka. Jej wzrok sugerował kompletny brak zrozumienia. No cóż. Zostałam bezlitośnie oceniona. Nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni.
Juliusz ma padaczkę - podejrzenie genetycznej choroby metabolicznej polegającej na deficycie białka transportującego glukozę do mózgu. Tłumacząc na język polski - jego mózg głoduje. Zespół GLUT 1 jest lekooporny, co oznacza tyle, że i padaczka z niego wynikająca jest lekooporna. Ale nie o to chodzi.
Dość często spotykam się, z racji ciągłych pobytów na oddziale, z dziećmi, które w wieku 3-6 lat i wyżej nawet, nie mówią, bądź mówią w sobie tylko zrozumiałym języku, który przez rodziców takich dzieci i specjalistów nazywany jest "elfickim"
Niektóre dzieci nie mówią wcale, inne mają afazję, jeszcze inne dyspraksję, więc zastępują sobie jedne literki, innymi literkami tworząc słowa, które nastręczają otoczeniu dużo kłopotów ze zrozumieniem, co takie dzieci mówią.
Afatycy (dzieci z afazją) mogą zupełnie stracić zdolności porozumiewania się z otoczeniem za pomocą mowy lub nagle zaczynają zamieniać pospolite nazwy przedmiotów zupełnie innymi, przez siebie stworzonymi przez co ich język przypomina język elficki - mówią po swojemu, tworzą neologizmy, wymyślają co rusz nowe określenia.
Juliusz ma 3 lata i nie mówi. I nie jest tak, że nie mówi, bo jest chłopcem, a chłopcy wg jakiejś śmiesznej i nieudowodnionej naukowo filozofii zaczynają później mówić. Juliusz nie mówi, bo ma padaczkę. Jego mózg nie wytwarza mowy. Jego mózg generuje zaburzenia neuro-rozwojowe. Jego mózg wchodzi w stany zapalne. Jego mózg zaburza chodzenie i równowagę i opóźnia jego rozwój. W tej chwili opóźniony jest o 1.5 roku w stosunku do rówieśników. Nie wygląda nie? A ja najpewniej, wg ocen otoczenia, jestem tą psychiczną i leniwą matką, co mu za mało książeczek czytała jak był mały i stąd nie mówi.
Juliusz wścieka się, płacze, tupie nogami, bo chce mi coś powiedzieć, a ja nie zawsze jestem go w stanie natychmiast zrozumieć, szczególnie, kiedy po dwóch, trzech miesiącach, stwarza sobie nową nazwę na jakiś przedmiot i zmuszeni jesteśmy uczyć się jego języka na nowo.
Juliusz mówi po elficku. Ma swój język, ma swoje nazwy i po swojemu opisuje świat.
Juliusz ma padaczkę i podobnie jak wiele dzieci z tą chorobą wpada w złość i nierzadko agresję.
Takich dzieci jak Juliusz jest masa. Wiele z nich uważanych jest, niesłusznie zresztą, za leniwe, za złośliwe itd...Wiele nie ma diagnozy, bo lekarze i otoczenie mówią matce: Nie wymyślaj problemów...Każdy ma swój czas...Chłopcy mówią później...Ty w jego wieku też nie mówiłaś...Czytaj więcej książeczek...
Otoczenie ma swoją diagnozę: Oto zła matka. Oto rozwydrzony bachor. kropka. Wszystko jasne.