Rodzice często piszą wylewając łzy, że ich dzieci w spektrum (Zespół
Aspergera) traktują ich jak "przechowalnię" , że czują, jakby żyli obok,
a nie "razem".
Chodzi mi oczywiście o głębszy poziom relacji, a
nie o ten widoczny gołym okiem, dający się "ocenić" z punktu widzenia
"rzucenia okiem" przez otoczenie. Rodzice mówią, że ich dzieci chadzają
własnymi ścieżkami i same decydują o tym, gdzie chcą iść w danym
momencie i co ze sobą zrobić, a jednocześnie mają dużą potrzebę kontrolowania
otoczenia i układania wszystkich wg własnej filozofii życiowej. Z
psychologicznego punktu widzenia osób zajmujących się autyzmem, ta
potrzeba kontroli wynika z braku zaufania do świata dorosłych. Rodzice
czują, że nie są ich "przewodnikami" tylko towarzyszami ich podróży i
obserwatorami ich wzlotów i upadków i że często nie mają wpływu na
decyzje swoich dzieci. Bardzo ich to dotyka, bo każdy rodzic z założenia
powinien być przewodnikiem i prowadzić swoje dziecko przez życie, a w
tym przypadku nie jest to takie proste i oczywiste. Idziemy z nimi, a
nie przed nimi. Często niestety zmuszeni jesteśmy iść nawet krok za
nimi, ale na pewno nie przed nimi, bo one natychmiast przywołają nas do
szeregu.
Rodzice narzekają, że ich dzieci buntują się przeciwko
porządkowi społecznemu, przeciwko normom i zasadom ustanowionym przez
innych i że często po prostu nie rozumieją dlaczego teraz trzeba zrobić
to i tamto, albo nie robić tego, czy tamtego. Pozwolić swojemu dziecku
decydować o tym, czego ono w danej chwili chce od nas, jako od rodziców
wiąże się dla niektórych z utratą kontroli nad swoimi dziećmi. Z
bezsilnością rodzicielską. Powoduje frustrację i nierzadko konflikty
między rodzicami i dziećmi. Sama przez to przechodzę z własnymi dziećmi,
a szczególnie z córką, której nie mogę nawet zasugerować jakiegoś
rozwiązania, bo natychmiast spotykam się ze sprzeciwem. I nawet, jeśli
widzę, że coś nie jest dla niej dobre, że upada, to niewiele mogę zrobić
ponad zaakceptowanie, że tak jest i tak już będzie.
I ja
(osobiście, bo nie wypowiadam się za innych) widzę w tym wszystkim tylko
jedno rozwiązanie: iść krok za, a może czasem dostąpić tego zaszczytu
pójścia chwilowo obok, bo zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma dla mnie
miejsca krok przed dzieckiem. Ten krok przed to jej własne "nieznane",
które musi sama odkryć, czasem się sparzyć, czasem upaść, by móc się
sama podnieść i iść dalej. Czasem zastanawiam się z czego wynika ten
brak zaufania do świata dorosłych i tylko jedno przychodzi mi na myśl,
że ten świat często nie pozwala dzieciom na decydowanie o sobie,
popełnianie błędów i wyciąganie z nich swoich lekcji, a dziecko,
niezależnie od tego, czy jest w spektrum, czy też nie jest, właśnie tego
potrzebuje. Dorosły nie jest od tego, by podkładać dziecku poduszki,
kiedy ono upada na kolana. Każdy czasem musi upaść, by móc się podnieść.
Dzieci walczą, ale nie przeciwko światu. Walczą ze światem, który je ogranicza. Walczą po to, by ten świat zmienić. Walczą dla siebie. Tego się trzeba cały czas uczyć.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
DZIEŃ CHOREGO NA PADACZKĘ - RODZICU WYLUZUJ I ŻYJ
Kochani Dziś jest wyjątkowy dzień i będzie wyjątkowy post. Będzie też dość długi. Przepraszam, ale zależy mi na tym, żeby zawrzeć w nim...
-
Dzisiaj trochę o zespole unikania patologicznego. Czym jest owo tajemnicze zaburzenie, nazywane także chorobą? Zespół Unikania Patologic...
-
U dzieci z autyzmem bardzo często występuje duży problem z korzystaniem z toalety. Jest to spowodowane najczęściej brakiem zrozumienia tej f...
-
Tak jak obiecałam piszę post, który będzie chyba jednym z najtrudniejszych moich postów w odbiorze i jednocześnie będzie wymagał otwartośc...
No comments:
Post a Comment