AUTYSTYCZNE KOBIETY SĄ NIEWIDZIALNE

Do niedawna diagnostyka spektrum u dziewczynek wyglądała identycznie jak u chłopców, co niestety większość dziewczynek skazywało na odrzucenie spektrum na rzecz bliżej nieokreślonych zaburzeń emocjonalnych.

Rodzicom, szczególnie matkom, wmawiało się brak kompetencji wychowawczych i odsyłano do szkółek dla rodziców.
Dzisiaj na szczęście naukowcy i diagności  powoli zaczynają dostrzegać jak bardzo mylili się biorąc pod uwagę w procesie diagnostyki, zarówno u chłopców jak i dziewczynek, podobne odbieranie i rozpoznawanie emocji innych ludzi jak i reakcje na nie.

Czytając pewien artykuł w magazynie psychologicznym w temacie inteligencji emocjonalnej u kobiet i mężczyzn naszła mnie taka myśl - jak bardzo trzeba być hermetycznym i zamkniętym na oczywiste fakty, że kobiety zupełnie inaczej funkcjonują pod katem inteligencji emocjonalnej niż mężczyźni i przejawia się to również w spektrum, gdyż inteligencja emocjonalna u kobiet ściśle wiąże się z wielowiekową tradycją postrzegania kobiety i oczekiwań wobec niej formułowanych przez społeczeństwa. Fakty te stawiają pod znakiem zapytania kompetencje wielu diagnostów spektrum -czy aby na pewno kierunek ich myślenia był i jest dobry u dziewczynek? Mam tu na myśli fakty o tym, że emocjonalnie chłopcy i dziewczynki bardzo się różnią i nie można udawać, że po dziś dzień krzywdzi się dziewczynki lekceważąc oczywiste fakty, że spektrum u dziewczynek i kobiet wygląda zgoła inaczej niż u płci przeciwnej.

Od wieków dziewczynkom zwraca się uwagę na to, jak powinny się zachowywać, co robić, a czego
nie robić i na to jak powinny zachowywać się w kontaktach społecznych. Od dziewczynek, kobiet oczekuje się  empatii, umiejętności współpracowania z innymi. Kobieta kojarzona jest z osoba, która powinna potrafić rozwiązywać konflikty. Dziewczynka też powinna umieć nawiązać kontakt i komunikację z innymi. Te role zostały bardzo silnie dziewczynkom narzucone, do tego stopnia, że na stałe zostały wbudowane w schemat ich funkcjonowania niezależnie od okoliczności. Kobieta traktowana jest jak firma, której zadaniem jest roztaczanie opieki i świadczenie określonych usług światu. Od nich się oczekuje, je się ocenia, nie daje się też często przy tym taryfy ulgowej.
Kobieta żona i kobieta matka, czy chce, czy nie chce MUSI wykonać określone czynności, spełnić określone wymogi. Przez wieki kobiety nie miały przecież żadnego wyboru.
 Matkom narzuca się obowiązek nauczenia dzieci budowania więzi społecznych. Nikt się nigdy nie pytał i nie pyta o to, czy ona to potrafi, czy ma w tym obszarze jakieś deficyty. Kobiety są odpowiedzialne za nauczenie dzieci tworzenia własnych rodzin i cosi via...

Jak już dzisiaj wiemy - dzieci w spektrum w sprzyjających warunkach, przy zapewnieniu im odpowiedniego wsparcia, potrafią się uczyć. Jako że dziewczynki maja już wbudowany odpowiedni program "bycia dla innych", szybciej wykażą się empatią i o wiele częściej będą potrafiły rozpoznawać stany emocjonalne innych osób. Jest to im niezbędne do budowania w dzieciach tych umiejętności emocjonalnych. Kobieta wie, że jeśli nie ona to kto to za nią zrobi?

Również w środowisku zawodowym oczekuje się od kobiet wykazania się umiejętnościami miękkimi i kreatywnością. Pracodawcy zatrudniając kobiety, często kierują się zasadą, że to kobieta będzie dbała o prawidłową pracę zespołową, bo w końcu jest do tego stworzona. Nie oczekuje się tego naturalnie od mężczyzn, ale właśnie od kobiet.  Kobiety są bardziej elastyczne zatem są prostszym "materiałem" do uplastycznienia, a ponieważ od wieków kobiety były nastawione na przeżycie, to zostały zmuszone do wykształcenia w sobie tej inteligencji emocjonalnej, która pozwala światu istnieć, a dzieciom budować relacje społeczne.

To wszystko sprawia, że kobiety autystyczne są niewidzialne dla świata.
Irena Cieślińska na swoim blogu pisze, że...

Dziewczynki z autyzmem do perfekcji opanowują sztukę kamuflażu. Prześlizgują się przez niedoskonałe procedury diagnostyczne

Dzieje się tak dlatego, że wykształcona u nich inteligencja emocjonalna poprzez "siłowe" narzucenie przez świat pozwala im na ukrywanie swoich uczuć, wątpliwości, deficytów z obawy przed oceną. Od dziewczynek świat oczekuje posłuszeństwa i uległości, więc dziewczynki są grzeczne. 
 
Dziewczynka nie mówi, nie komunikuje swoich potrzeb, nie wskazuje, więc może jest nieśmiała. Albo jest przecież grzeczna. Ach jak każdy chciałby mieć tak grzeczne dziecko, bo chłopak sąsiadki to łobuz... 
Społeczeństwo nie chce widzieć kobiet autystycznych, bo to jest wywrócenie do góry nogami tego wszystkiego, co do tej pory uchodziło za normę.  

Autyzm? Przecież to chłopiec nie mówi, albo mówi później. To chłopiec może pyskować w szkole, absolutnie nie dziewczynka. To chłopiec może nie nawiązywać relacji, bo przecież to nie od niego wymagało się budowania relacji społecznych. On nie musiał czytać dzieciom bajeczek, być wygadany. Mężczyźni byli od czegoś innego.
Ale kobieta i autyzm? I co teraz? Ona ma fiksacje to jak wychowa dzieci? 
 
Irena Cieślińska pisze:
 
"Do niedawna uważano, że zaburzenia ze spektrum autyzmu, charakteryzujące się trudnościami społecznymi i komunikacyjnymi, specyficznymi zainteresowaniami, nietypową percepcją (nadwrażliwość na zapachy lub dźwięki lub odwrotnie – zmniejszona wrażliwość na ból) oraz powtarzającymi się, nieelastycznymi wzorcami zachowania, występują cztery razy częściej u chłopców niż u dziewcząt.
Jeżeli już natomiast dziewczynka wykazuje cechy autystyczne, jest też dotknięta zazwyczaj poważniejszymi objawami, takimi jak niepełnosprawność intelektualna. Nowsze badania sugerują, że oba te poglądy mogą być błędne.
Francesca Happé z King’s College London przyjrzała się blisko 15 tys. par bliźniąt i zauważyła, że jeśli chłopiec i dziewczynka wykazywali podobny poziom cech ze spektrum autyzmu, zazwyczaj rozpoznawano autyzm wyłącznie u chłopca. U dziewczynki diagnozowano go tylko wówczas, gdy sprawiała naprawdę bardzo poważne kłopoty albo była opóźniona umysłowo. To może oznaczać, że klinicyści „gubią” wiele dziewcząt, zwłaszcza tych z łagodniejszą formą spektrum autyzmu (kiedyś nazywaną zespołem Aspergera).
...
W dodatku ze względów historycznych kryteria pozwalające na rozpoznanie zaburzeń ze spektrum autyzmu oparte są niemal wyłącznie na badaniach chłopców. Cóż, także i tu męskie doświadczenie zostało potraktowane jako reprezentatywne dla całej ludzkości.
Dopiero w maju zeszłego roku na konferencji w San Francisco dr Agnieszka Rynkiewicz z Uniwersytetu Rzeszowskiego wraz z czwórką australijskich naukowców: Sarah Ormond, Charlotte Brownlow, Michelle Garnett i Tonym Attwoodem, zaprezentowała specjalny kwestionariusz dla dziewcząt Q-ASC („Kwestionariusz dla warunków widma autyzmu”)"


Trudno sobie wyobrazić, że 4letnia Zuzia zna cały rozkład jazdy autobusów, czy interesuje się motoryzacją lub zbiera tablice rejestracyjne samochodów. 
Trudno sobie wyobrazić dziewczynkę, która zna nazwy wszystkich samolotów, co więcej potrafi z dokładnością 100% wskazać poszczególne jego części. 
Przyjmuje się takie fiksacje za domenę autystycznych chłopców. Dziewczynki na ogół wykazują bardziej subtelne fiksacje w innych obszarach, choć są i takie, które maja opanowane bardziej męskie zainteresowania. Ja np od dziecka pasjonowałam się samolotami i kryminologią. 
Przyjmuje się, że zainteresowania i fiksacje kobiet są bardziej "przyziemne", nie eliminujące ich z życia społecznego. Podczas, gdy Franek zbiera tablice rejestracyjne pojazdów, Marcysia zna wszystkie rasy koni i kucyków, ma ich setki w pokoju, a pokój ma wyklejony plakatami z końmi.
Poza tym dziewczynki w spektrum idąc do szkoły bardzo mocno potrafią się kontrolować i grać przed innymi i robią to tak sprawnie, że absolutnie nikt nie domyśli się, że Zuzia jest autystyczna. Jest tak ponieważ kobiety boją się oceny społecznej. Maja wbudowany ten program dopasowania się do innych i próbują temu sprostać. 
Dziewczynki potrafią w towarzystwie długo powstrzymywać się przed ujawnieniem swoich fiksacji przez mocno rozwinięty system autokontroli. Wybuchają, kiedy już są w bezpiecznym, swoim środowisku. 

"Do perfekcji opanowują coś, co można nazwać kamuflażem społecznym. Przyzwyczajone do kompensowania swoich trudności komunikacyjnych prześlizgują się przez szczeliny niedoskonałych procedur diagnostycznych.
Po prostu zachowują się tak, jak wszyscy się spodziewają, że powinny się zachowywać normalne dziewczynki. To może wyjaśniać, dlaczego autyzm diagnozowany jest u dziewczynek dopiero wtedy, gdy są one jednocześnie opóźnione umysłowo – brakuje im „sprytu”, by ukryć swoje problemy.
Inność chłopców widoczna jest na pierwszy rzut oka: to ci, którzy nie biegają z innymi po boisku, ale siedzą za drzewem lub pod siatką. Tymczasem dostrzeżenie dziewczynki z autyzmem wymaga wyrafinowanych zdolności śledczych"
Irena Cieślińska


Oczywiście to już się zaczęło zmieniać (pogląd na kobiece spektrum) odkąd mamy wiedzę, że do tej pory świat się co do kobiet w spektrum mylił. Dziewczynki w końcu zaczynają wychodzić ze swoich skorup, odkrywają coraz więcej, ściągają powoli te swoje warstwy. 

„Gdybym miała jednym słowem opisać naturę kobiet ze spektrum, byłoby to słowo »zbyt«. Zbyt dużo wrażeń, zbyt przytłaczające, zbyt intensywne...” – pisze na blogu O’Toole. 
 
 
"W powszechnej świadomości ludzie ze spektrum autyzmu pozbawieni są empatii. Niewykluczone jednak, że jest wprost przeciwnie – są zbyt współczujący, a będąc stale narażonymi na współodczuwanie, wycofują się, przez co sprawiają wrażenie zimnych lub nieczułych"
Irena Cieślińska
 
Ponieważ dziewczynki wbudowana mają w swoje funkcjonowanie inteligencję emocjonalną potrafią same u siebie rozpoznać pewne deficyty, które kompensują sobie wiedzą i potrafią wiele się nauczyć.
Czemu funkcjonuję w społeczeństwie? Bo czytam. Czytam, czytam, czytam, co powinnam, a czego nie powinnam robić. Od dziecka pochłaniam książki naukowe, encyklopedie. 
Swoje fiksacje domowe przekierowuję na czytanie i pisanie, żeby pozbyć się nadmiaru energii i bodźców, które się we mnie gromadzą.
Poniżej kilka moich wpisów pochodzących z mojej strony Świat oczami Kobiety w Spektrum, które pomogą zrozumieć w jaki sposób funkcjonuje kobieta w spektrum:

Zrób wszystko, żeby się do mnie zbliżyć, choć to czasem trudne i czasem boli.
Zrób wszystko, żeby mnie zaakceptować, nie zmieniać i nie naprawiać mnie jak zepsutą zabawkę.
Zrób wszystko, żeby zaakceptować moje granice i zbliż się na tyle, na ile Ci pozwolę.
Jeśli Ci się to uda i wytrwasz, poznasz moją lojalność i wierność.
Poznasz, że jestem dobra, a moja wartość jest bezcenna. Poznasz mój bogaty świat nie widziany przez większość.

Pozwolę Ci wtedy zostać przy mnie na zawsze.



Jeśli jestem zmuszona okolicznościami do słuchania czegoś, co niekoniecznie mnie interesuje, to daje do zrozumienia, że słucham, ale nie wchodzę w rozmowę na ten temat. Pozwalam się komuś wygadać z szacunkiem do tego, co mówi. Niemniej nie wchodzę w ogóle w relacje z osobami, których problemów i rozterek nie rozumiem. Staram się unikać takich sytuacji po prostu i wybierać osoby, które wiem, że to zaakceptują, ale żeby nie było, że nic z siebie nie daję innym, to nie tak. Ja jestem zadaniowa. Jeśli ktoś poprosi mnie o pomoc, to ją dostanie. Trudno mi się odnieść do innych ludzi, bo w moim otoczeniu są tylko takie osoby, które mnie dobrze znają i wiedzą i akceptują to. Każdy ma deficyty i zalety. Ważne jest dostrzegać zalety i ja to staram się zawsze robić i tego też oczekuję od innych. Jeden ma deficyty w sferze społecznej, a inny w innej.
Mówią, że autystycznym kobietom trudniej jest odczytywać intencje i emocje przyjaciół/ek, dlatego w sytuacji konfliktu lub nieporozumień często wycofują się z relacji,
To prawda. Ja zwyczajnie nie rozumiem 99% problemów, zmartwień, ekscytacji, emocji, wywalania całych swoich uczuć na wierzch z powodu jakiś banalnych sytuacji dnia codziennego. Wolę się wycofać z komunikacji lub jak widzę, co się dzieje, w ogóle w nią nie wchodzę, a jak już widzę grupę kobiet rozczulających się nad tym, że jedna z nich właśnie kupiła sobie przecudne nowe pantofelki, to omijam szerokim łukiem. Może też dlatego, żeby nie robić nikomu przykrości tym, że mnie to kompletnie nie interesuje i zwyczajnie mam to gdzieś.
Nie lubię też, kiedy ludzie martwią się duperelami bądź na zapas, a już w ogóle nie rozumiem tego, kiedy martwią się o innych (poza najbliższą rodziną). W ogóle nawet, jeśli się nie mają czym na daną chwilę martwić, to zawsze znajdzie się taki powód, by się nadal martwić.
Jakieś to dziwne ;-)
Kiedy przyjaciółka mówi mi, że nic mnie nie obchodzi i w ogóle to, czy istnieje cokolwiek, co wywołuje we mnie jakiekolwiek emocje związane z innymi osobami, ich problemami (dla mnie "problemami" ) nie wiem szczerze mówiąc o co jej chodzi. Nie kontynuuję tego typu rozmowy, bo nie widzę sensu. Nie będę się przecież tłumaczyła, dlaczego czerwone szpilki nie wywołują we mnie zachwytu, albo dlaczego nie współodczuwam tego, że koleżankę denerwuje jej mąż. Jeśli komukolwiek muszę się z czegokolwiek tłumaczyć, kończy się u mnie chęć do jakiegokolwiek dialogu.



MNIEJ NIE ZNACZY GORZEJ

"Kobiety w spektrum autyzmu mają zazwyczaj mniej bliskich przyjaciół/ek od neurotypowych kobiet, ale ich bliskie relacje są intensywniejsze"
To jest dla mnie prosta sprawa. Widzę świat tak: większość ludzi jest "wychowywana" na kogoś. Rzadko kto dostępuje tego zaszczytu (tak, bo to zaszczyt) móc zostać SOBĄ i tak być wychowywanym, by wiedział, że to może.
Natomiast uważam, że człowiek "wychowywany na kogoś" automatycznie będzie widział innych przez pryzmat bycia kimś, kto ma się mu podobać, bo jak nie to trzeba go "wychować" lub zmienić.
Nigdy zatem nie wybiorę na przyjaciół, czy znajomych, większości wychowanej na kogoś, bo od razu wiem, że są to osoby, które będą ode mnie oczekiwały bycia podobną do siebie, a moją "inność" będą próbowały zmieniać lub ją odrzucą całkowicie. Nie ma sensu zatem budować relacji z większością. Szukam tylko nieoszlifowanych przez innych diamentów i wydobywam je z mroku ciemności i tylko takiej relacji potrafię być wierna. Akceptacja i wolność wzajemna





Tak się zastanawiam: czy naprawdę wszyscy muszą być świadkami scen wymieniania się różnymi gestami miłości na przystankach tramwajowych, w autobusach, na ulicach? Nie można nacieszyć się sobą w domach, a oszczędzić innym brania udziału w Waszym życiu miłosnym na ulicach wbrew własnej woli? Intymność w związku to coś co się powinno pielęgnować w ciszy i skupieniu, a nie obnosić się z tym jak z nową parą butów.



Kiedyś moje nauczycielki po wielokrotnych próbach porozumienia się ze mną (przyznam, że buntu" i ukierunkowanie go na cel, a celem było znalezienie tego, co było tym moim centrum, wokół którego kręcił się mój świat. Ale...najpierw trzeba było to znaleźć, a to wcale nie jest takie proste jak się wydaje. Oj nie jest. Każdy ma to swoje centrum ulokowane w innym miejscu. Moim centrum była Nauka (przez duże N, bo nie chodzi tu bynajmniej o ślęczenie nad pierdołami i nauka na sprawdziany), pisanie i...teatr. Ukierunkowały całą moją "agresję" i "bunt" w tych trzech miejscach. Poprzez pisanie znalazłam sposób na komunikację "zastępczą" ze światem. Teatr dał mi możliwość wyrzucenia ukrytych emocji i był sposobem na odzyskanie kontroli nad sobą, a nauka to coś, co daje mi poczucie bezpieczeństwa. Nauka=Wiedza. Bez wiedzy czuję się mała wobec świata. Trwało to długo, ale one nigdy się nie poddały. Dziękuję moim nauczycielkom - polonistkom i wychowawczyni od gegry. Świetne kobiety
byłam
czasem bezczelna i zdarzało mi się okazać pogardę wobec wykładanego przez nauczycieli materiału), kiedy zwiewałam ze szkoły i za nic miałam ich mądrości - zwyczajnie mnie to nie interesowało, nie porywały mnie nudne szkolne lekcje, odkryły taką jedną małą, a może jedyną i największą prawdę życiową, którą postanowiły zastosować w relacjach ze mną. Tą prawdą było wykorzystanie mojego "


Rodzice często piszą wylewając łzy, że ich dzieci w spektrum (Zespół Aspergera) traktują ich jak "przechowalnię" , że czują, jakby żyli obok, a nie "razem".
Chodzi mi oczywiście o głębszy poziom relacji, a nie o ten widoczny gołym okiem, dający się "ocenić" z punktu widzenia "rzucenia okiem" przez otoczenie. Rodzice mówią, że ich dzieci chadzają własnymi ścieżkami i same decydują o tym, gdzie chcą iść w danym momencie i co ze sobą zrobić, a jednocześnie mają dużą potrzebę kontrolowania otoczenia i układania wszystkich wg własnej filozofii życiowej. Z psychologicznego punktu widzenia osób zajmujących się autyzmem, ta potrzeba kontroli wynika z braku zaufania do świata dorosłych. Rodzice czują, że nie są ich "przewodnikami" tylko towarzyszami ich podróży i obserwatorami ich wzlotów i upadków i że często nie mają wpływu na decyzje swoich dzieci. Bardzo ich to dotyka, bo każdy rodzic z założenia powinien być przewodnikiem i prowadzić swoje dziecko przez życie, a w tym przypadku nie jest to takie proste i oczywiste. Idziemy z nimi, a nie przed nimi. Często niestety zmuszeni jesteśmy iść nawet krok za nimi, ale na pewno nie przed nimi, bo one natychmiast przywołają nas do szeregu.
Rodzice narzekają, że ich dzieci buntują się przeciwko porządkowi społecznemu, przeciwko normom i zasadom ustanowionym przez innych i że często po prostu nie rozumieją dlaczego teraz trzeba zrobić to i tamto, albo nie robić tego, czy tamtego. Pozwolić swojemu dziecku decydować o tym, czego ono w danej chwili chce od nas, jako od rodziców wiąże się dla niektórych z utratą kontroli nad swoimi dziećmi. Z bezsilnością rodzicielską. Powoduje frustrację i nierzadko konflikty między rodzicami i dziećmi. Sama przez to przechodzę z własnymi dziećmi, a szczególnie z córką, której nie mogę nawet zasugerować jakiegoś rozwiązania, bo natychmiast spotykam się ze sprzeciwem. I nawet, jeśli widzę, że coś nie jest dla niej dobre, że upada, to niewiele mogę zrobić ponad zaakceptowanie, że tak jest i tak już będzie.
I ja (osobiście, bo nie wypowiadam się za innych) widzę w tym wszystkim tylko jedno rozwiązanie: iść krok za, a może czasem dostąpić tego zaszczytu pójścia chwilowo obok, bo zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma dla mnie miejsca krok przed dzieckiem. Ten krok przed to jej własne "nieznane", które musi sama odkryć, czasem się sparzyć, czasem upaść, by móc się sama podnieść i iść dalej. Czasem zastanawiam się z czego wynika ten brak zaufania do świata dorosłych i tylko jedno przychodzi mi na myśl, że ten świat często nie pozwala dzieciom na decydowanie o sobie, popełnianie błędów i wyciąganie z nich swoich lekcji, a dziecko, niezależnie od tego, czy jest w spektrum, czy też nie jest, właśnie tego potrzebuje. Dorosły nie jest od tego, by podkładać dziecku poduszki, kiedy ono upada na kolana. Każdy czasem musi upaść, by móc się podnieść. Tego się trzeba cały czas uczyć



Dzisiaj troszkę inaczej niż zwykle. Dziś będzie poważnie. Powiem Wam coś, co zmusi co niektórych
Ja - jako dziecko w szkołach przeżywałam horror. Nie byłam w stanie powstrzymać się od złośliwego komentowania wielu rzeczy, czy nawet obrażania niektórych nauczycieli. Było mi strasznie ciężko, kiedy byłam zmuszana do robienia durnych zadań, które wg mojej oceny były albo za głupie dla mojego mózgu, bo ja potrzebowałam więcej wyzwań, albo za nudne, albo totalnie bezsensowne. Wielokrotnie uciekałam ze szkoły, bo męczyło mnie przesiadywanie na nudnych lekcjach, pośród hałaśliwych "bachorów", patrzenie na ich durne zabawy, które dla mnie były jakimś bezcelowym wydurnianiem się. Ja przecież nie dołączę do tej bandy oszołomów. No way. Było mi ciężko, kiedy wdawałam się w konflikt z matematyczką i nie przebierałam w słowach w stosunku do nauczycielki, która wg mojej oceny znęcała się nad słabszymi uczniami wyszydzając ich na środku klasy, kiedy nie potrafili obliczyć zadania. Chciałam w tym momencie, żeby piekło ją pochłonęło i żeby zniknęła z powierzchni ziemi, więc nie pozostawałam jej dłużna, a kiedy w końcu doprowadziłam ją do płaczu, zostałam zawieszona w prawach ucznia. Cierpiałam jak nie miałam od kogo pożyczać zeszytów jak byłam chora, ale z drugiej strony miałam gdzieś ta całą klasę prócz dwóch osób. Nie umiałam się jednak nigdy pohamować.
Czytałam, pisałam i liczyłam płynnie w wieku lat 4. W wieku lat 8-9 przeczytałam wszystkie encyklopedie medyczne i kroniki kryminalne, jakie znalazłam w księgarniach i gazetach. Oglądnęłam wszystkie katastrofy lotnicze i wiedziałam, czym są lotki, a czym grozi przeciągnięcie, czy zamrożenie lotek. Gdybym miała o tym rozmawiać z kolegami i koleżankami uznaliby mnie za świruskę, więc wolałam nie rozmawiać wcale, bo z kolei podpieranie ścian i obgadywanie koleżanki z ławki obok było dla mnie zajęciem godzącym z moją inteligencję. Kłóciłam się z nauczycielami, bo tutaj znajdywałam pole do sprawdzania wiedzy, którą zdobywałam czytając książki naukowe, a kiedy dostrzegłam ich błąd, mniej lub bardziej bezlitośnie im go wygarniałam. Mimo to, prócz wyjątków, byłam lubiana przez nauczycieli, bo widzieli we mnie duży potencjał, może lekko do okiełznania, jeśli chodzi o pyskowanie i mądrowanie się. Byłam za to szczerze nienawidzona przez rówieśników i ja to wiem, choć w ciągu tych lat szkolnych znalazło się kilka osób (do policzenia na palcach jednej ręki), które pokazały mi, że jestem dla nich ważna i przyjęły taką, jaką jestem i za to jestem im wdzięczna i im okazuję mój szacunek, którym nie szastam na prawo i lewo rozdając go jak słodkie cukierki.
Do czego zmierzam? Do tego, że przez to, jaka jestem, a może bardziej przez to, że nikogo nie interesowało to, że może trzeba się było tym w jakikolwiek sposób zająć, pokazując mi to, w jaki "inny" sposób mogłabym budować pozytywne relacje z ludźmi, straciłam wiele lat, wielu przyjaciół, których nigdy nie miałam okazji poznać i spotkać, dostrzec, nie wiem jak to nazwać, rozpoznać...Widzę więcej, czuję więcej w środku, słyszę więcej, rozpoznaję więcej niż przeciętny zjadacz chleba. drażni mnie więcej, pewne emocje odczuwam mocniej, pewne dźwięki są dla mnie nie do zniesienia. To wszystko często mnie przygniata i czasem wolałabym się tego pozbyć, choć nie przeczę, że umiem z tych zasobów korzystać to na dłuższą metę są one przytłaczające. Mój umysł jest tym zmęczony i chciałby się czasami wyłączyć. Tak jak człowiek neurotypowy chwyci za pilota, zrobi klik i się odmóżdża. Mój mózg nie zna takiego terminu jak odmóżdżenie się. Osoby takie jak ja tego nie umieją. My się nie odmóżdżymy nigdy. Jeśli chodzi o czytanie encyklopedii, sięganie do wiedzy... jest to ważne, ale to mi nie zagwarantowało wielu bratnich dusz, fajnych ludzi, z którymi mogłabym konie kraść i nie nie jest tak, że tym postem chcę udowodnić, że jestem gorsza od innych, czy nie mam przyjaciół, bo mam wokół siebie trochę bardzo wartościowych i ciepłych osób, które cierpliwie znoszą moje fiksacje i jestem im za to wdzięczna, ale to, że dzisiaj muszę "odbudowywać" pewne brakujące cegiełki, fragmenty siebie, odnajdywać te deficyty i coś z nimi robić, tworzyć swoje środowisko, uczyć się ufać ludziom. I jeśli cieszy was to, że Wasze dziecko zna 10 języków obcych, czyta piętnastą encyklopedię, to nie idźcie w tą stronę, bo ja na swój pociąg się spóźniłam, a raczej spóźnili się ci, którzy powinni do niego ze mną wsiąść i muszę teraz cofać się do tego punktu, z którego zaczynałam. Nie spóźnijcie się na Wasz pociąg, przynajmniej się postarajcie na niego nie spóźnić.

do przemyślenia, czy warto tak się cieszyć z "inności", a raczej - czy warto zawsze i wszędzie się z tego cieszyć? I to wcale nie jest zabawne wbrew temu, co niektórzy rodzice wypisują. Piszą o własnych uczuciach nie myśląc o tym, że dla ich dzieci są to często dramaty. 


Moja magia liczb...

 Założycielka strony internetowej Asperkids Jennifer O’Toole została zdiagnozowana dopiero wtedy, gdy diagnozę zaburzeń ze spektrum autyzmu postawiono jej synom, córce i mężowi. Pozornie była aż nadto towarzyska – należała do drużyny cheerleaderek, szybko znalazła chłopaka. Jak twierdzi, przyglądała się ludziom i uczyła, jak należy się zachowywać – na pamięć i bez zrozumienia, zupełnie tak jak niektórzy uczą się matematyki czy fizyki. Obsesyjnie pochłaniała książki obyczajowe, żeby dowiedzieć się, co ludzie powinni czuć i jak to okazywać, szukała reguł i prawidłowości w życiu społecznym. „Moje życie było zdominowane przez niepokój” – wspomina"

***
  
"Świetnie umiałam naśladować akcenty, modulację głosu, miny, gesty, sposób chodzenia. Wyglądało to tak, jakbym stawała się osobą, którą udawałam”– pisze Liane Holliday Willey w książce „Udawanie normalnej” 









2 comments:

  1. MEGA! Powiem ci, nieco humorystycznie - trzeba było chodzić i kraść te konie...
    tylko wspólne, ważne /ważkie/ doświadczenia stanowią jakąś rzeczywiście wspólną
    przestrzeń... łączą, nawet jeśli potem widzimy je inaczej niż nasi koledzy..

    Ja też czytałem i pisałem w wieku 4 lat, byłem najlepszy w klasie, łobuzowałem i wykłócałem się z nauczycielami o wiedzę... /jeszcze na mnie matkę za to napuścili/ ;-)

    ale widocznie miałem szczęście do kolegów - mieszkaliśmy blisko i bardzo wiele rzeczy robiliśmy razem...

    Dziękuję za artykuł. I za przypomnienie :-)

    ReplyDelete

DZIEŃ CHOREGO NA PADACZKĘ - RODZICU WYLUZUJ I ŻYJ

Kochani Dziś jest wyjątkowy dzień i będzie wyjątkowy post. Będzie też dość długi. Przepraszam, ale zależy mi na tym, żeby zawrzeć w nim...