PADACZKA SKRONIOWA - NA GRANICY ŚWIATÓW CZĘŚĆ DRUGA

Moi drodzy, ostatnio dużo buszuję po necie w poszukiwaniu wyjaśnienia zjawiska padaczki skroniowej, która jest niezwykle ciekawą, a jednocześnie złożoną odmianą odmianą padaczki, bowiem jej istotą są dość dziwne objawy nie tylko neurologiczne, ale również psychiatryczne.
Rozmawiając z naprawdę wieloma osobami cierpiącymi na tą odmianę padaczki nieustannie spotykam identyczne, lub bardzo podobne opisy sytuacji, wrażeń, emocji i uczuć towarzyszących osobom chorym.
Chciałabym przytoczyć wam jeden z opisów, a raczej różne fragmenty, jakie znalazłam na pewnym forum racjonalista.pl, gdzie toczyła się dyskusja na temat zjawisk paranormalnych, religii, bytów fizycznych między osobami zdrowymi, a osobą chorującą na padaczkę skroniową. żeby łatwiej było Wam odróżnić moje słowa, od cytowanych przeze mnie dialogów, użyję innego koloru czcionki.

"Witam szanownych Pogan.
Ostatnimi czasy zachorowałem na tzw. padaczkę skroniową, która wg. wielu Was jest praprzyczyną powstawania wiary i religii. Faktycznie - ma się podczas tej choroby przedziwne wrażenia. Potrafię sobie wyobrazić, że osoba niewierząca która zachoruje na nią staje się osobą wierzącą. Chciałbym jednak sprostować pewne wypowiedzi pseudonaukowców na tej witrynie internetowej.
Po pierwsze - istota padaczki skroniowej nie jest wyjaśniona. Co to jest, dlaczego ma taki a nie inny przebieg, objawy dlaczego leki działają - nie wiadomo. Wyjaśnianie czegokolwiek za pomocą padaczki skroniowej - to "zamienił stryjek siekierkę na kijek" - jest to brak informacji na temat aktualnego stanu wiedzy na temat tej choroby,
A objawy tej choroby są przedziwne.
Po pierwsze - widzenie bez użycia światła (z zamkniętymi oczami). Nie są to halucynacje - gdyż mając zamknięte oczy "obraz" który się "widzi" zmienia się wraz z fizyczną zmianą położenia np. ręki, nogi itp. Wg. mnie mamy dodatkowy narząd wzroku - który jest normalnie wyłączony. Nie da się tego inaczej wyjaśnić.
Po drugie - to osławione "wrażenie" że jest się częścią czegoś większego, że ciało to tylko jakieś opakowanie. Potwierdzam - jest takie wrażenie i nie jest ono halucynacją. Ja bym to ocenił jako wyłącznie jakiejś blokady - którą mają osoby zdrowe. To jest tak, jakby mózg "widział" więcej - odbierał więcej sygnałów z otoczenia niż powinien. Jakby zostało wyłączone filtrowanie tego, co do mózgu dociera.
Po trzecie - halucynacje. W moim przypadku zmieniały się w czasie - i aktualnie mają najciekawszą postać. Powiem wprost -to jest kosmos. W moim przypadku mózg potrafi kreować dziesiątki bajkowych obrazów, fraktali, scen, różnych "potworów", postaci, obrazy planet, przestrzeni kosmicznej, mikroorganizmów, zwierząt, nawet rozwijającej się komórki, twarzy w ciągu kilku minut - i to bez udziału mojej świadomości. Tak jakby ktoś oglądał sekundowe skróty filmowe z kilkuset filmów - przewijane w przyspieszonym tempie. Jakim cudem mózg może w takim tempie kreować trójwymiarowe skomplikowane sceny i obrazy ? Renderowanie tego co widzę w ciągu kilku minut aktualnym multimedialnym komputerom zajęło by kilka miesięcy.
Padaczkę skroniową można traktować na dwa sposoby. Pierwszy - to choroba podczas której nasz mózg coś kreuje, drugi natomiast - to choroba podczas której nasz mózg "widzi" więcej niż mózg normalnego człowieka. Nie widzę powodu dla którego drugie podejście miało by być gorsze od pierwszego. Skoro już tak "naukowo" podchodzicie do sprawy - to zastanówcie się, co w przypadku, jeżeli ja dzięki jakiemuś zbiegowi okoliczności widzę więcej niż wy, albo inaczej mówiąc mam wyłączone mechanizmy filtrujące informacje które Wy macie włączone ?
Pozdrawiam
Mario
P.S. Stwórca istnieje - fizycznie. To nie jest żaden mit ani wymysł. Żeby jednak dojść do tego wniosku empirycznie trzeba dużej inteligencji, wiedzy i krytycyzmu. Osławione "wiem że nic nie wiem" to punkt, w którym człowiek dochodzi do wniosku, że nie ma innej możliwości"


To co mnie osobiście intryguje to różnorodność i tempo w jakim są generowane przez mój mózg. Poziom ich szczegółowości odpowiada poziomowi szczegółowości z jakim obserwujemy fizyczny obiekt w krótkim czasie. Nie są to sny - gdyż jeszcze nie śpię gdy je widzę, nie są to też typowe halucynacje - gdyż nie zlewają się z obrazem świata rzeczywistego. Poza tym - nie mam wyobraźni przestrzennej. Pod tym względem zawsze byłem upośledzony. A podczas tych projekcji mój mózg tworzy przestrzenne konstrukcje których normalnie nie byłbym sobie w stanie wyobrazić.

To nie jest euforia. To jest takie wrażenie, jakby brało się udział w wielkim przedstawieniu. Do jest duże "coś tu nie gra". Tak jakby była impreza na Titanicu, on tonął a wszyscy stwierdzali - "czym ty się przejmujesz" i dobrze się bawili. Tak jakby świat był wielką iluzją - przedstawieniem granym nad nieskończoną przepaścią - a ludzie sterowanymi przez coś wielkiego marionetkami.

Kazde doznanie normalnie przez nas doświadczane jako reakcja na określone bodźce może się od nich uniezależnić i powstawać niezależnie od typowych przyczyn: tu wiele mówią obserwacje nad bezpośrednim pobudzaniem mózgu podczas operacji neurochirurgicznych na czuwającym mózgu.


Te obrazy nie są generowane na ścieżce na której pojawia się obraz świata fizycznego. Takie obrazy pojawiają się w schizofrenii - wtedy osoba widzi w świecie fizycznym jakieś dodatkowe obiekty. U mnie jest tak, jakby ktoś wstawił dodatkowy "telewizorek" w głowie w którym następuje projekcja abstrakcyjnych i nieabstrakcyjnych tworów. Ciekawe jest to, w jaki sposób mózg symuluje 'światło'. Przecież to co my widzimy to światło odbite od obiektów. Poza tym - to faktycznie istnieje niebezpieczeństwo że mi się to w jakiś sposób utrwali. Pożyjemy - zobaczymy.

To co mnie interesuje to sposób powstawania halucynacji, w której części mózgu one powstają, czy ta część mózgu współpracuje z innymi oraz co to w ogóle znaczy widzieć jakiś obraz będący halucynacją.
W moim ośrodek w którym powstały halucynacje nie współpracował z ośrodkami pamięci. Nie była tam ani zdarzeń z mojego życia, ani przedmiotów, ani osób które poznałem ... nic.
Miały one charakter bajkowo-naukowy. I to jest w tym wszystkim najciekawsze.
Wyjaśnia to, dlaczego u ludzi z takim schorzeniem pojawia się wiara w Boga. Otóż - nie ma innej rozsądnej odpowiedzi na pytanie - skąd się biorą takie obrazy. Naturalna i logiczna odpowiedź to stwierdzenie, że jest coś, co kreuje te obrazy a ja jestem tylko ich przekaźnikiem.


Ja określiłbym siebie na skrajnego racjonalistę. Sprawdzam wszystko dokładnie, szczegółowo i drobiazgowo - i bezstronnie. Niestety - analiza aktualnego stanu wiedzy prowadzi do jednego przykrego dla fanów tej strony wniosku - nauka to wykreowany przez naturę sposób postrzegania świata fizycznego. Widzimy dokładnie to, co Stwórca chce żebyśmy widzieli i tak jak Stwórca chce żebyśmy to widzieli. Wszystko jest genialnie i precyzyjnie obmyślane, zoptymalizowane w każdym szczególe. Począwszy od budowy struktury paznokcia skończywszy na różnicach w postrzeganiu świata pomiędzy kobietą i mężczyzną.

Mam zamknięte oczy, widzę coś, ale tak naprawdę to mi się tylko wydaje że coś widzę, bo nie mogę nic widzieć, bo mam zamknięte oczy...

Wiem, że dla wielu zdrowych osób te opisy wydadzą się mega skomplikowanym bełkotem
schizofrenika, ale zapewniam, że są one bardzo logiczne i spójne dla wszystkich, lub prawie wszystkich osób chorujących na padaczkę skroniową i nie mają nic wspólnego ze schizofrenią, choć do dzisiaj nie wiadomo dokładnie skąd się takie stany u tych osób biorą.

Postaram się w dużym streszczeniu wyjaśnić Wam jak wygląda świat oczami osoby z padaczką skroniową. Otóż życie przypomina film z posklejanymi różnymi, często kompletnie oderwanymi od siebie scenami, które nieustannie w dzień, czy w nocy, projektowane są przez mózg, w efekcie czego osoba taka ma wrażenie, że żyje w dwóch światach jednocześnie, z czego jeden świat - ten rzeczywisty często kompletnie nie koresponduje z tym, który "padaczkowcy widzą oczami mózgu" Czasem ma się wrażenie, jakby ten drugi świat gdzieś istniał, tylko nie bardzo wiadomo gdzie. Jednocześnie zdarza się też tak, że czasami obraz generowany przez mózg wydaje się tak rzeczywisty, choć nim absolutnie nie jest, że człowiek zaczyna zastanawiać się, czy to, co widział przed chwilą, zdarzyło się naprawdę, czy też może się mu tylko wydawało. Jednak jakkolwiek piękne by to nie były obrazy, to są one bardzo uciążliwe tylko ani lekarze, ani osoby chore nie wiedzą, co zrobić, by te obrazy, które generuje mózg po prostu wyłączyć i "zniknąć" na zawsze.
To jest bardzo poważny problem, choć wydaje się niezrozumiały, a wręcz śmieszny dla ludzi zdrowych. Problem, który bardzo nadweręża i eksploatuje siły psychiczne osoby chorej, bo mało, iż jest ona bombardowana zewsząd rozmaitymi bodźcami ze świata realnego, z którymi trzeba się zmierzyć, okiełznać, przyjąć określoną strategię działania itd..., to jeszcze musi nieustannie weryfikować prawdziwość swoich "wewnętrznych" obrazów w świecie rzeczywistym.

Co do widzeń z zamkniętymi oczami pisałam w poprzednim poście o padaczce. Link tutaj:

https://umyslywyjatkowe.blogspot.com/2019/01/moj-swiat-podczas-napadu-padaczki.html

To dużo wyjaśnia, co dzieje się z chorym podczas napadu padaczki, kiedy chory zostaje zablokowany i totalnie wciągnięty w ten drugi świat, z którego sam nie potrafi się wydostać.
Zdarza się, że ten "nierzeczywisty" świat zawiera elementy świata realnego, np. wtedy, kiedy widzimy różne obrazy w głowie - różnych sytuacji, które się nigdy nie wydarzyły, ale biorą w nich udział ludzie, których znamy. Dla mnie osobiście są to najgorsze napady, ponieważ wpływają częściowo na czasowe lub długotrwałe zmiany w postrzeganiu tychże osób.


Ale u osób chorych na tą odmianę padaczki nie tylko wewnętrzne obrazy stanowią duży problem. Zdarza się też, że oprócz nich wyobrażamy sobie głosy, które do nas z nich dobiegają. Często wchodzi się z nimi nawet w dialog wewnętrzny próbując się jakoś wpasować w tamten świat. Można np robiąc zakupy w sklepie, doskonale wybierać rodzaj masła, będąc jednocześnie jedną z kluczowych postaci tego swojego drugiego świata i właśnie wewnętrznie rozmawiać z kimś, kto w tamtym świecie sobie żyje.


Osoby chorujące na padaczkę skroniową dość często dążą za wszelką cenę do poznania szczegółów tego, co je interesuje. Często nie spoczną dopóki nie dotrą do określonego celu. Widzą i czują też o wiele więcej niż reszta i często wszystko sprawdzają kilka razy, nawet siebie samych. Nie kierują się przy tym sentymentami, czy uczuciami, ale względami, które pozwolą im poczuć się w tym realnym świecie na tyle bezpiecznie, by obrazy generowane przez mózg nie zaburzyły ich funkcjonowania pośród innych ludzi.


Na koniec pewna historia, której główną bohaterką, o ile można tak powiedzieć, była 4ro letnia dziewczynka:

4ro letnia dziewczynka, pogodna, uśmiechnięta, mega towarzyska, która potrafiła być również na suficie (przymocowane haki, drabinki itp...), bardzo ciekawa świata, zadająca milion pytań na minutę: a czemu, a kiedy, a z kim, a co to jest...? Dziecko niczym nie różniące się od rówieśników, dobrze jedzące, bez problemów zdrowotnych, budzi się któregoś dnia po drzemce z ogromnym krzykiem, krzykiem, który cała jej rodzina zapamięta do końca życia.
Ten dzień zmieni ją na zawsze, jej funkcjonowanie, jej poziom agresji i strachu oraz poziom świadomości o tym, że nikt nie funkcjonuje jako samodzielna jednostka, że za każdym z nas stoi jeszcze ktoś inny, jego historia i relacje, jego emocje, lęki, tęsknoty...

Dziewczynka budzi się z krzykiem, początkowo jest bez kontaktu, rzuca się na łóżku, bije każdego, kto się do niej zbliży, krzyczy: nigdzie z wami nie idę, zostawcie mnie, dajcie mi spokój...
Jest tak silna, że nie da się z nią nic zrobić. W walce o to, by ją uspokoić bierze udział mama, tata i siostry. Dziewczynka ma szeroko otwarte oczy, patrzy na członków rodziny ze strachem, chowając się pod kołdrę wydziera się, że są potworami, które przyszły, by ją zabić.
Nie pamiętam już po jakim długim czasie się uspokaja i zasypia, ale walka z nią trwała dość długo.
Rodzina odetchnęła z ulgą wierząc, że to tylko zły sen i że kiedy dziewczynka się obudzi wszystko wróci do normy. Niestety tak się nie dzieje. Dziewczynka po przebudzeniu nie poznaje już członków rodziny. Nazywa ich potworami, czarnymi ludźmi, którzy chcą ją zabić. Widzi w ich rękach noże. Jedyną osobą jakiej pozwala się do siebie zbliżyć jest matka. Ojciec i siostry to ludzie bez twarzy, którzy jej zagrażają, boi się ich, krzyczy, odpycha ich od siebie, oskarża o to, że chcą ją skrzywdzić, chowa głowę, nie chce na nich patrzeć. Mówi do nich: odejdźcie potwory. Taki stan trwa kilka miesięcy. Ojciec i siostry muszą wyprowadzić się z domu do babci. Takie są zalecenia terapeutów, którzy przez kolejne kilka miesięcy próbują dojść do tego, co się stało. Pierwsze hipotezy mówiły oczywiście o lękach nocnych. Hipoteza upadła, po pierwsze nie uwierzyła w nią matka, a po drugie przypomina się jej, że córka od urodzenia miała problemy ze snem. Trudno ją było uśpić, a jak zasnęła to często się wybudzała. Lęki nocne w tej sytuacji były wątpliwą hipotezą. Noworodek nie ma lęków nocnych. Zaczęły się wizyty u psychologów i psychiatrów, które nic nie wnosiły. Padały propozycje umieszczenia dziecka w szpitalu psychiatrycznym z uwagi na silne psychozy.
Matka jednak nie wyraża na to zgody. Nie da zrobić z dziecka psychicznie chorego.
Dziewczynka nie śpi w nocy. Boi się powrotu "ludzi bez twarzy", chowa się pod stoły, mówi do nich, aby od niej odeszli, że ona nigdzie z nimi nie pójdzie. W domu 24 godziny na dobę pali się światło we wszystkich pomieszczeniach. Matka chodzi z dzieckiem po domu i pokazuje, że nie ma w nim nikogo prócz nich. Ze ścian muszą zniknąć wszystkie obrazy, obrazki, zdjęcia, bo na każdym z nich były potwory.
Matka zwiedza różnych specjalistów od lekarzy po tzw przez medycynę tradycyjną "szarlatanów", którzy wskazują na jeden przewijający się szczegół: dziecko opowiada, że naokoło niej stoją ludzie w czarnych płaszczach i wyciągając do niej ręce mówią: chodź z nami. To ma świadczyć o komunikacji na linii zmarli przodkowie - dziewczynka. Hipoteza wydaje się śmieszna i nierealna, ale nie dla dziecka, które po wielu miesiącach po dziś dzień będzie o tym wszystkim opowiadać, jak o wizycie zmarłych przodków, którzy prosili ją, by poszła na cmentarz. To wszystko wydaje się nierealne, a jednak dorosła już kobieta opowiada to wszystko, co widziała tak spójnie, jakby to było wczoraj.

Po kilku miesiącach ten stan mija. "Ludzie bez twarzy" odchodzą na zawsze po tym jak dziewczynka mając kilka lat idzie na cmentarz. Nie jest już jednak tą samą osobą, tym samym dzieckiem, tym samym człowiekiem. Zmienia się jej patrzenie na świat, staje się wybuchowa, często agresywna - do tego stopnia, że w mieszkaniu wybija szyby w drzwiach, zaczyna traktować życie i ludzi zero - jedynkowo. Jest albo czarne albo białe. Brak w jej życiu szarości. Często towarzyszą jej obezwładniające bóle głowy i utraty przytomności. W szkole bywa agresywna, wdaje się w bójki twierdząc, że to w obronie słabszych. Przestaje akceptować inne poglądy oprócz własnych. Przestaje odczuwać jakikolwiek strach. Po prostu go nie czuje. Chodzi po nocach, robi rzeczy w pojęciu zwykłego człowieka ryzykowne, czasem sięga po używki, potrafi uderzyć matkę, a ojca wyzwać od najgorszych zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że tak robić się nie powinno. Wszystko racjonalizuje. Nie wykazuje się chęcią zrozumienia i dość niską, o ile w ogóle, empatią.

Nikt tak do końca nie wie, co się takiego stało, że dziecko zmienia się tak nagle, aż do dnia, w którym podobne historie dotykają następnego pokolenia dzieci w tej rodzinie, u których zostaje zdiagnozowana padaczka - zmiany napadowe skroniowe...








No comments:

Post a Comment

DZIEŃ CHOREGO NA PADACZKĘ - RODZICU WYLUZUJ I ŻYJ

Kochani Dziś jest wyjątkowy dzień i będzie wyjątkowy post. Będzie też dość długi. Przepraszam, ale zależy mi na tym, żeby zawrzeć w nim...