MAGIA KIJA A ODZYSKANIE CZĘŚCI PRZESTRZENI :)

Ostatnio przechodzę dość trudny dla mnie czas. Każdego może kiedyś dopaść kryzys. W dodatku stale na ringu z córką, z którą czasami ciężko się porozumieć. Terapia u psychologa, dom, dzieci, obowiązki domowe, szkoła i tak w kółko...i ten kij był chyba dobrym pomysłem wczoraj na terapii traumy, który wyciągnęła terapeutka, bo Liwia była dość bojowniczo do mnie nastawiona nie wiedzieć czemu właściwie od samego rana byłam wrogiem publicznym numer 1. 
Dzięki temu kijowi trochę chyba zdołała uwolnić się częściowo od złej energii  i pewnie ja również, może częściowo mój spadek nastroju tak na nią wpłynął, nie wiem i tak podchwyciłam temat i zaczęłam próbować postawić go pionowo na podłodze. Natychmiast przypomniała mi się moja babcia, która spędzała ze mną długie godziny na różnych ćwiczeniach na równowagę i koncentrację, budowaniu wież z różnych mega trudnych materiałów - przedmiotów, które wymagały dużej dawki cierpliwości i skupienia. Babcia zwykła mawiać, szczególnie grając ze mną w Chińczyka - człowieku nie irytuj się, kiedy stale ze mną wygrywała ;-) Była wspaniałą i mądrą kobietą, która nie potrzebowała słów, by zrozumieć w czym rzecz :) <3


 Udało mi się to wielokrotnie zrobić, tzn postawić ten kij pionowo, znajdując punkty równowagi podłogi i kija. Nie jest to wcale takie proste, bo podłoga w trakcie użytkowania ulega ciągłej zmianie, nawet jeśli niewidocznej, to jednak nie jest już tą samą podłogą, którą była na samym początku, kiedy ją kładziono :) A i kij miał rysy na końcach, które odbierały mu pozorną gładkość powierzchni. Liwii się nie udawało i pyta mnie jak to robię, że mi się to udaje. 

Przypomniał mi się Coelho i mówię do niej: bo jak się czegoś za mocno chce i za mocno ten kij trzymasz to on się będzie przewracał. Trzeba najpierw złapać spokój i równowagę i delikatnie go tylko asekurować szukając cierpliwie punktu, w którym on w końcu stanie, ale ręce muszą być blisko, ale nie trzymać go cały czas.

Tak jak z ludźmi: im bardziej chcesz ich trzymać w rękach tym bardziej oni uciekają. Ludzie są jak piasek. Jeśli go ściśniesz w dłoni, natychmiast się z niej wysypie, ale jak otworzysz dłoń...wiele w niej zostanie. Liwia (lat 10) wieczorem przyszła do mnie i zapytała: Mamo, a czy mogę wrócić do swojego pokoju? Bo spała bardzo długo u mnie, musiałam połączyć kanapy, żebyśmy się pomieścili i choć stworzyć pozory, że ona śpi jednak na innym łóżku niż ja, ale tak blisko mnie, żeby czuła się bezpiecznie.
Stwierdziłam, że poczekam aż będzie gotowa do tego, żeby wrócić do siebie, bez naciskania, tłumaczenia, że jest duża i powinna to i tamto...Nie. Po prostu przeczekałam sobie ten czas aż sama stwierdzi, że czas na opuszczenie "tego" gniazda i pójście "na swoje" i wczoraj się udało bez żadnego podejmowania tematu. Tak po prostu odzyskałam część swojej przestrzeni. Sama zabrała swoje rzeczy i wróciła do siebie.

I tak sobie myślę: jak często próbujemy zamknąć w dłoniach drugiego człowieka bojąc się, że od nas odejdzie, chcąc go mieć dla siebie...? Jak często sami doprowadzamy do tego, że ludzie od nas uciekają, bo się duszą, bo chcą się rozwijać, bo chcą mieć własną przestrzeń, do której każdy człowiek ma prawo i tej przestrzeni potrzebują też dzieci, i również te z zaburzeniami ze spektrum i innymi. One nie są naszą własnością, ale i my jako rodzice nią nie jesteśmy. My musimy je czasem wypuścić z rąk po to, by mogły pofrunąć swoją drogą, realizować swoje pasje, spełniać swoje marzenia, a nie nasze ambicje. Musimy je wypuścić również dla siebie, by odzyskać choć część własnej przestrzeni, do której jako rodzice też mamy prawo. Nie jesteśmy tylko rodzicami dzieci, a one nie są tylko naszymi dziećmi. Każdy z nas rodzi się dla świata, by być wolnym człowiekiem i tak tak owszem - zawsze jest tak, że podświadomie przekazujemy dzieciom nasze pragnienia, bo tak działa genetyka, czy pamięć komórek. Gdzieś, na jakimś etapie jesteśmy związani tą genetyczną nicią, dzięki której możemy się utożsamić, możemy przynależeć i możemy "gdzieś" wrócić, jednak niech ta nić nie stanie się grubą liną, lassem, na które będziemy próbowali łapać dzikiego konia i próbować zagłaskać go na śmierć, wykreować, oczekiwać, że będzie lśnił na zewnątrz, ale wewnątrz będzie przepełniony smutkiem i tęsknotą za wolnością i nie powie nam o tym już nigdy więcej.




1 comment:

DZIEŃ CHOREGO NA PADACZKĘ - RODZICU WYLUZUJ I ŻYJ

Kochani Dziś jest wyjątkowy dzień i będzie wyjątkowy post. Będzie też dość długi. Przepraszam, ale zależy mi na tym, żeby zawrzeć w nim...